Nasza wizyta w Garncarni na Mazurach

Dzień dobry w ten ciepły i parny dzień ;-)

W poprzednim wpisie obiecałam, że przybliżymy Wam naszą wizytę u Pawła i Marty, którzy przyjęli nas oraz naszych plenerowiczów w progi swojej pracowni z wielką otwartością i serdecznością. Już po przekroczeniu bramy wjazdowej, wiedzieliśmy, że to będzie magiczna i wyjątkowa wizyta. Całe gospodarstwo skąpane w promieniach słońca, każdy uśmiechnięty i ciekawy jak minie nam ten wspólny czas.

Zaczęło się od pysznego i pięknie pachnącego ciasta drożdżowego z wiśniami z własnego sadu…mniam…!

Zostaliśmy pięknie przyjęci i oprowadzeni. Mieliśmy okazję zobaczyć pracownię, w której panuje iście artystyczna atmosfera i czuje się prawdziwego ducha garncarstwa. Gdzie się nie spojrzeliśmy tam coraz to inne rzeczy przykuwające naszą uwagę. Koło garncarskie, którego krąg popychany jest bosą stopą, własnoręcznie wykonane narzędzia, których ilość, a także pomysłowość wykonania robi wielkie wrażenie, śliczne, schnące już na podkładkach precyzyjnie wytoczone naczynia.


Pracownia z kołem nożnym


Suszące się z gracją prace;-)

Wszystko co powstaje w Garncarni jest od początku do końca pracą ludzkich rąk. Począwszy od własnoręcznie robionej gliny, kończąc na wypale w glinianym piecu opalanym drewnem. Jednym słowem, miejsce pełne inspiracji.


Piec opalany drewnem

Paweł sam zrekonstruował różnego typu koła garncarskie. Oprócz nożnego, mieliśmy okazję zobaczyć i popraktykować na kołach indyjskim i japońskim. Toczenie na nich w bajecznym i zielonym o tej porze sadzie, było niesamowitym przeżyciem i dało nam dużo radości.

Obydwa z wyżej wymienionych kół były wprowadzane w ruch kijem, który wkładało się do wydrążonej w kole dziury. Nie lada wyzwaniem było dla nas koło indyjskie, w szczególności gdy zachodziła potrzeba żeby mocniej je rozkręcić w trakcie toczenia. Trzeba się było nieźle namęczyć żeby dobrze wcelować kijem w dziurę. Najpierw należało było włożyć nieco siły żeby rozkręcić koło, potem w pozycji klęczącej na jednym kolanie wycentrować glinę na bijącej powierzchni tegoż koła. Do tego nie było miejsca żeby móc zaprzeć swoje ręce.

Sztuka toczenia na tym archiwalnym kole wymagała dużego doświadczenia i wielu umiejętności. Mimo wszystko, znalazło się kilku śmiałków do podjęcia wyzwania by zmierzyć się z tym kołem. Prac, które zostały wytoczone powstało niewiele lecz śmiechu było co niemiara;-)


Koło indyjskie i pierwszy śmiałek


Koło indyjskie w rękach Mistrza;-)

Koło japońskie polubiliśmy bardziej niż indyjskie. Można było nawet toczyć na nim we dwie osoby, a siadało się przy nim, co by tradycji japońskiej stało się zadość, w siedzie japońskim :-) Była to zdecydowanie wygodniejsza pozycja od tej, którą trzeba było obrać przy kole indyjskim.


Nasze podejście do koła japońskiego

W tego typu kole, także rozpędza się go kijem wkładanym do wydrążonej w nim dziury. Jest w nim natomiast większa szansa żeby chociaż trochę zaprzeć ręce. Ten typ koła miał zdecydowanie więcej zwolenników, a co za tym idzie, znalazła się do jego testowania większa ilość chętnych. Tu powodzenie wytoczenia pracy było zdecydowanie większe;-)


Kolejny śmiałek  przy kole japońskim


Już nie muszę przedstawiać;-)

Ani się nie obejrzeliśmy a nasza wizyta w Garncarni dobiegła końca. Myślę, że jeszcze na długo zostanie nam w pamięci to co tam zobaczyliśmy i jak przemiło spędziliśmy czas. A wszystko to dopełniły piękne mazurskie krajobrazy.

Dla wszystkich ciekawych magii tego miejsca podajemy linka do strony https://garncarnia.pl/ Garncarnie można znaleźć także na instagramie.

Do miłego usłyszenia!

Opinie klientów zobacz: wszystkie opinie

Twoja opinia może być pierwsza.

Pokazuje 0-0 z 0 opinii
Uwaga!
* pola wymagane Dodaj opinię